O tych co w cieniu...#1


...czyli dlaczego nie zwracamy uwagi na tłumaczy?


Moi kochani!

Jako studentka filologii rosyjskiej, która swoją przyszłość w pewnym stopniu planuje połączyć z tłumaczeniem, nie byłabym sobą gdybym nie zaczęła Wam truć właśnie o sprawach dotyczących przekładu.

Z przykrością doszłam do wniosku, że aż do momentu mojego pójścia na studia i uczestnictwa we wspaniałych zajęciach z teorii i praktyki przekładu, nie zwracałam najmniejszej uwagi na nazwiska tych cichych aniołów czyli właśnie tłumaczy literatury pięknej. Z trwogą myślę co by było gdyby tłumaczy jednak…nie było. Żadnego Hamleta, Romea i Julii, Igrzysk Śmierci czy (o zgrozo!) Harrego Pottera w języku polskim!

Bardzo często (sama się na tym przyłapuje) pisząc czy chociażby rozmawiając o książkach mówimy: styl tego autora jakoś do mnie nie przemawia, ciężko się czyta, nie mogłam /mogłem się wgryźć , połknęłam/em ją w jeden dzień, szybko się ją czyta. Może tylko ja tak miałam, ale strasznie zmartwiło mnie, gdy uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to nie czytałam Harrego Pottera pani J.K. Rowling tylko pana  Andrzeja Polkowskiego, który to przełożył na język polski całą serię o czarodziejach.

Nie staram się przywrócić chwały wszystkim biednym i poszkodowanym tłumaczom, o których nikt nigdy nie słyszał. Powiecie przecież, że to ich praca i doskonale wiedzieli na co się piszą. I ja w 100% się z Wami zgadzam! Tłumacze, nie tylko pisemni, ale przede wszystkim  ustni,(bo to od nich wszystko wzięło swój początek) zazwyczaj stali z boku. Do dzisiaj za główną umiejętność tłumaczy ustnych uważa się zdolność wtapiania w tło. Taka już ich rola od setek lat i raczej to nie ulegnie zmianie. Wybierając właśnie ten zawód tłumacz zdaje sobie sprawę, że autor zawsze będzie od niego ważniejszy i to właśnie jego nazwisko będą wymieniać czytelnicy. 

Nie uważam jednak, że powinniśmy o tłumaczach w zupełności zapomnieć, bo to oni w głównej mierze decydują o ostatecznej formie w jakiej trafi do nas dana książka. Jeśli tłumacz nie należy do tych z górnej półki (bo umówmy się, nie każdy tłumacz jest mistrzem) , brak mu polotu, wyobraźni i odpowiedniej dozy kreatywności to nasze szanse na dostanie bestsellera walą się na łeb na szyje. 

Pamiętajmy o tłumaczu szczególnie w momencie kiedy książka którą dostajemy do rąk nam się nie podoba i nie chodzi tyle o jej temat, ale o trudność w przebrnięciu przez treść. Ciężko nam się wgryźć w fabułę i jakoś do nas nie przemawia. Możliwym wtedy staje się to, że to tłumacz, mówiąc krótko, zawalił. W takiej sytuacji nie zniechęcajmy się do autora, bo może jest Bogu ducha winien. W takim wypadku można sięgnąć po oryginał (jeśli to możliwe) i przekonać się, niejako u źródła, czy problem leży po stronie autora czy jednak po stronie tłumacza.

Na koniec opowiem krótką opowieść zasłyszaną od jednego z wykładowców na mojej uczelni. Opowiedział nam o pewnej książce, którą czytał jako dziecko. Uwielbiał ją, przez długie lata kojarzyła się mu z dzieciństwem. Kiedy sam założył swoją rodzinę kupił egzemplarz tej książki swojemu synowi. Widział jednak ze smutkiem, że syna zbytnio nie porwała lektura i leży zapomniana na półce. Zrobił mu więc krótki wykład o tym, że nie docenia pięknej historii. Syn odrzekł, że strasznie ciężko czyta się mu tę książkę i nie jest w stanie przez nią przebrnąć. Mój wykładowca nie chcąc dowierzać w słowa syna, wciąż mając w pamięci tę porywającą opowieść swoich młodzieńczych lat, zgarnął z półki z lekka już zakurzoną książkę. Przyznał się nam, że po jednym rozdziale musiał ją odłożyć i przyznać rację  swojemu synowi. Książka była wprost zmasakrowana. W czym zawierała się różnica? Otóż tylko i jedynie w dwóch różnych tłumaczeniach. Jedno wzbogaciło lekturę lub po prostu oddało treść oryginału, drugie natomiast odwrotnie.


A jak jest z Wami, drodzy czytelnicy? Zwracacie uwagi na tłumaczy? :)

Strona główna

Unknown

YOU MIGHT ALSO LIKE

1 komentarz:

  1. zwracam, poruszasz bardzo ważny temat :) zawsze umieszczam na dole recenzji również nazwisko tłumacza, bo przyczynił się do tego, że lektura mi się podobała lub nie. zaczynając czytać po angielsku brałam polską i oryginalną wersję książki obok i porównywałam. trafiłam kiedyś na jedną książkę Terry'ego Pratcheta, w której tłumacz dodawał jakieś nie wiadomo jak wymyślone zdania, nieistniejące w oryginale. pozdrawiam :)
    wyznaniazytadloholiczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń