„Rosja jest taka
jak to co u nas gotują – zamknięta.” – w taki oto sposób Władimir Sorokin,
znany współczesny rosyjski pisarz, określił swój ojczysty kraj. Trudno jednak w
całości zgodzić się z tymi słowami, szczególnie po lekturze kolejnej książki Wacława Radziwinowicza Crème de la Kreml. 172 opowieści o
Rosji, które zostały nam przedstawione przez
wieloletniego korespondenta “Gazety Wyborczej” udawadniają, że Rosja potrafi
się jednak otworzyć przed niektórymi osobami.
Głównym celem Radziwinowicza, podobnie jak w
poprzednim cyklu jego felietonów Gogol w czasach Google’a było jak
najdokładniejsze przybliżenie nam, nie tylko świata polityki oraz licznych
problemów społecznych,
z którymi w obecnym czasie boryka się nasz wschodni
sąsiad, ale również skrawka ich kultury i mentalności. Utarty jest już stereotyp o
Rosji jako kraju, którego nie można objąć rozumiem. Mając jednak za przewodnika Wacława
Radziwinowicza możemy udać się w podróż, która z pewnością nie sprawi nam zawodu,
a zakończymy ją bogatsi
o nowe doświadczenia i ogrom informacji.
Na główny plan w książce „Crème de la Kreml”
wysuwa się strategiczny temat, którym od dłuższego czasu żyje cały świat czyli
konflikt rosyjsko – ukraiński. Agresja Rosji na Ukrainę, często porównywana do
aneksji jakiej dokonał Hitler na czeskich Sudetach przez samych
zainteresowanych określana jest jako próba utrzymania światowego ładu
i
porządku, a wszelakie działania państwa to walka ze złem w czystej postaci. Tak
przedstawiona kwestia wtłaczana jest Rosjanom przez 4 państwowe kanały
telewizyjne wiodąc do przekonania, że ich państwo chciało dobrze, a wyszło jak
zwykle. Radziwinowicz poświęcił tej sprawie kilka felietonów , w których
zarysował nam sytuację mieszkańców świeżo zaaneksowanej części Ukrainy.
Przedstawił nam miejsce gdzie prawdziwymi „Słowianami” są tylko Rosjanie,
a Ukraińcy
oraz każdy kto nie stoi murem za Rosją traktowany jest jak faszysta. Dzięki
rozmowom, które korespondent „Gazety Wyborczej” przeprowadził ze świeżo
upieczonymi obywatelami Rosji możemy zauważyć jak skrajne są ich postawy
względem tego kraju. Rosjanie cieszą się, że po tylu latach udało im się
połączyć z ojczyzną
i teraz czeka na nich soviet
dream. Ukraińcy czują się nieswojo po zerwaniu więzi z ojczystym krajem,
zastraszani
i obrażani muszą sobie radzić z piętrzącymi się przed nimi
problemami. A tych jak zwykle nie brakuje.
Oprócz tego
najważniejszego tematu, który wydaje się być mimo wszystko wiodącym w tym
zbiorze felietonów, natrafimy jeszcze na dziesiątki mniejszych, które w sposób
mniej lub bardziej widoczny dotyczą problemów z jakimi boryka się nasz wschodni
sąsiad. Zaczynając od najbardziej popularnego jakim jest alkohol czy narkotyki,
a kończąc na nagminnym plagiatowaniu prac doktoranckich czy korupcji, która od
zarania dziejów praktykowana jest w
Rosji. Jednak nie opowiadania poświęcone typowym rosyjskim problemom
zaintrygowały mnie najbardziej. Pierwsze miejsce przyznaje felietonom
poświęconym uchwałom Dumy Państwowej. Radziwinowicz z humorem i delikatną
zgryźliwością pokazuje nam absurdy rosyjskiego ustawodawstwa, doprowadza
czytelnika do stanu, w którym nie pozostaje nic innego jak chwycić się za głowę i zanucić pod nosem fragment piosenki Lecha Janerki Paradoksy bytu tu.
Wacław
Radziwinowicz nie pozwala jednak, abyśmy zakończyli lekturę przerażeni tym co
dzieje się w Rosji. Obdarowywuje czytelnika również felietonami, które mają na
celu podniesienie na duchu, wywołanie delikatnego uśmiechu na twarzy i
uświadomienia sobie, że w Rosji żyją ludzie dokładnie tacy jak i my. Zadaniem
książki jest zbudowanie pewnego rodzaju więzi między czytelnikem, a mieszkańcem
Rosji, którego znamy z felietonów. Dzięki szczerości i otwartości autora możemy
dotrzeć do prawdziwej natury Rosjanina, wczuć się w jego sposób myślenia.
Poprzez 172 opowiadania i dociekliwość Wacława Radziwinowicza uświadamiamy
sobie, że Rosja jest w stanie uchylić rąbka tajemnicy i dać się poznać. Chociaż
troszkę. Krok po kroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz